Ja bez kasku. Szczęśliwie i ostrożnie nie miałem okazji zweryfikować swoich poglądów.
Przez pięć lat z licznymi kontuzjami jeździłem właściwie wszędzie. Radość pogłębiał fakt iż rower w mieście okazywał się w drodze do pracy być nieco szybszym niż konserwa.
Sezon nie kończył się właściwie w ogóle. Kwestia adekwatnego ubrania.
Natlenienie organizmu i zaopatrzenie w endorfinę było takie że aż ściany pomieszczeń puchły od energii.
Lecz i człek się nie przejmował-choćby wytyczając pierwszy ślad na świeżym śniegu.
Za ta kondychą wciąz płaczą okoliczne białogłowy
W dawnych czasach.
Gdy cieło sie Słowację, Rumunię (dziką jeszcze, z dziurami na drodze wielkości ciężarówki ), Ukrainę i stary Zachód za garść kasztanów, szczyptę ironii i sarkazmu.
Plus pare złotych, lichy namiot, marne śpiwory i zaprawdę zdobyczne lecz nieaktualne mapy. Noc a nie zmęczenie wyznaczała miejsca odpoczynku, gorąca krew miast rozsądku wyznaczała tempo...
Szukaj
Skontaktuj się z nami